BLOG

W pogoni za Philem Collinsem, czyli o snach.

Siedzę w sali teatralnej, w której wielokrotnie bywałam. Ale teraz wydaje mi się o wiele większa. Jakby przybyło w niej miejsc, a nawet pięter. Na pewno kiedyś było ich tutaj tylko kilkanaście, ale teraz scena wydaje się być dużo niżej. Przede mną jest co najmniej piętnaście rzędów foteli, a za mną tyle samo. Gdzieś tam w dole kończy się właśnie występ dzieci.

Z tej odległości trudno mi dostrzec wyraźnie ich twarze. Myślę: „Czemu siedzę tak daleko? Przecież z przodu jest sporo wolnych miejsc.” Na scenę wchodzi konferansjer i mówi, że jutro w tym miejscu przewidziany jest występ Phila Collinsa. Ale Phil i jego band muszą się rozgrzać przed właściwym koncertem. No i zamierzają zrobić to właśnie teraz. Skoro już jest widownia, to proponują, żeby rodzice tych dzieci, co tu występowały przed momentem, zostali i posłuchali Phila. Myślę, ale czad. Rozglądam się wokół i widzę, że niektórzy się zbierają do wyjścia. „Jak to? Coś stoi na przeszkodzie, by skorzystać z takiej okazji? Ja zostaję”- postanawiam.

Nagle z lewej strony dostrzegam samego Phila. Był czas, gdy go nie lubiłam. Mniej więcej do piętnastego roku życia. Starszy pan. Ale potem, około trzydziestki, przeprosiliśmy się z Philem. To znaczy ja go przeprosiłam. Wirtualnie. Bo on nie musiał za nic mnie przepraszać. Zauroczył mnie piosenką z Tarzana. Potem „I can't stop loving you”(tak, tak, nie mogłam wtedy przestać kogoś kochać, nawet kupiłam mu płytę Phila na urodziny.” A potem poodkrywałam całą twórczość Collinsa. I nagle on jest tuż obok? Muszę mu powiedzieć, że jestem jego fanką.

To znaczy od dawna niczego nie słuchałam, chyba, że wpadałam na to w radiu. Ale i tak mam do niego sentyment na maksa. Przeciskam się między ludźmi. Podchodzę do niego. Zaczynam mówić po angielsku: „Hallo, Phil. I want to tell you...” A Phil patrzy na mnie i nie doczekawszy końca zdania, zaczyna uciekać. Muszę go złapać, przecież nie mogę stracić takiej okazji. Przecież jeszcze zdjęcie trzeba sobie zrobić z Philem. Nikt mi nie uwierzy, że go spotkałam!” Rozglądam się, ale jego już nie ma.

I wtedy się budzę. Od dwóch dni słucham Phila.

Najbardziej dociera do mnie „true colours”. Mam ochotę na swoją prawdę. Mam ochotę na zamanifestowanie prawdy. A ty?